czwartek, 30 stycznia 2014

Uwaga! Drastyczny wypadek na stoku!

23:42 - siadam do komputera... Dzisiejszy dzień to była totalna masakra. Od samego rana, najtrudniejszą trasą podążaliśmy w kierunku sali gimnastycznej. Celem było parę nowatorskich ćwiczeń podesłanych przez przyjaciół z Francji, pracujących na co dzień z Olimpijczykami. Zajęcia trwały 2 godziny, czyli tylko 15 minut krócej niż zejście na halę oraz godzinę krócej, niż powrotne podejście pod Mały Rachowiec, tym razem wyciągiem "Karolinka" Niestety wyciąg ten, jak większość w okolicy, jest nieczynny, więc mogliśmy korzystać tylko z siły mięśniowej naszych własnych nóg. Kacper, Filip i Marceli z przodu, dalej Mati i.... Amelka! Piekielnie trudne podejście pokonała najszybciej z dziewczyn. A to nie koniec jej dzisiejszych wyczynów. Te małe, ale silne nogi dały radę ponieść Amelkę na nocnej jeździe. Sama na wyciągu i sama w dół na stoku. Dłuższej trasy już tutaj nie znajdziemy. W czasie, gdy gimnastycy trenowali na sali, trener Michał Z. doskonalił kolejnych narciarzy. Dzięki wspaniałej postawie Aleksa, Szymona i Maksa, udało się dołączyć ich do grupy wyższej, tym samym jeździli dodatkowe 3 godziny nocą. Dosłownie nocą... skończyliśmy o 20:55 kiedy to ostatni zawodowiec minął drzwi naszego pensjonatu. Nie wiem czy będzie to zaskoczeniem, kto był tym narciarzem?! Mała Ania już wiele razy udowadniała, że potrafi zaskakiwać, ale ból brzucha, który trapił ją dzień wcześniej, spowodował, że miała ogromne braki w stosunku do pozostałych uczestników. Jednak dzisiejsza wizyta kolejnego trenera: Michała S. (będziemy nazywać "S", ponieważ ten Michał jest sędzią piłkarskim z najwyższej półki) spowodowała, że Ania nie tylko zrobiła postępy, ale też chyba zakochała się w jeździe, w szybkiej jeździe na nartach. "Co z Pana za trener?" - krzyczała. "Czy my nie możemy szybciej!" I tak do 20:55, kiedy to otwarła drzwi jadalni i wpadła na kolację. Temperatura -18 stopni, nie przeszkodziła też Kacprowi, Marcelowi i Filipowi. Ten pierwszy odrzucił całkowicie narty i w miłości do deski pogrążył się tak bardzo, że na jutrzejszy wypad do Istebnej, zabiera tylko dechę. Marceli spokojnie tłumaczy i pokazał dzisiaj kilka bardzo efektownych skoków. Filip raz jedną nogą z przodu, raz drugą pokonuje rekordy prędkości i tak w niespełna 3 minuty pokonał całą trasę, żeby z powrotem na górę, wciągać się minut 11. Ciepłota skóry, zimno na zewnątrz i pocenie się googli spowodowały u Kacpra powstawanie sopli. Cali zamarznięci, ale szczęśliwi poszliśmy się kąpać w gorącej wodzie, tabletka witamin i do spania. Niemożliwe, a jednak parę minut po 22 wszyscy śpią... jutro wstajemy o 6 rano, żeby już o 8 jeździć na tyczkach w Istebnej. Później aquapark, powrót, sala, dyskoteka i luźniejszy piątek. A po nim, upragniona wizyta Rodziców. Wszyscy tęsknimy, ale jeszcze potrzebujemy tych 2 dni, żeby porządnie Państwu zaimponować. Zuzia, Matylda i Hana były dzisiaj świadkami, strasznie wyglądającego wypadku. Jednemu narciarzowi wypięła się narta! Dodam tylko, że nie był to narciarz z naszej grupy. Pomysł na tytuł zaczerpnąłem z wp.pl i onet.pl gdzie nieobcięcie paznokci przez jakiegoś kopacza, wynoszone jest do rangi wydarzenia dnia i tytułowane: "Mega sensacja, skandal, niedowierzanie... Wichniarek nie obciął paznokci"! U nas prawdziwych wydarzeń i sensacyjnych wydarzeń nie brakuje i mam nadzieję, że trochę to Państwo czujecie. 6 pobudka, 7:15 w autokarze i atak na Złoty Groń... Zdjęcia obiecuję na jutro, rano.
Pozdrawiam,
GR

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz